Forum www.HydeBlast.fora.pl Strona Główna
Home FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy Galerie Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości Zaloguj


Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.HydeBlast.fora.pl Strona Główna -> Kultura -> Opowiadania by TiMi (Czyli ogólna irytacja wszystkim)
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
TiMi



Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 1796
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Zawiercie Underground ( Kądzielów )

PostWysłany: Śro 18:44, 24 Wrz 2008    Temat postu: Opowiadania by TiMi (Czyli ogólna irytacja wszystkim)

Wizyta u lekarza

Choroba.. Kiedyś dopadnie każdego. Grypa, przeziębienie, albo nie daj Boże coś poważniejszego. Nie da się przed nią uciec. Kiedy już nas dopadnie pozostaje nam tylko iść do lekarza. Tego pana czy pani, który zarabia więcej niż przeciętny człowiek. W sumie wiedzą, za co tyle zarabiają. W ich rękach nie raz jest ludzkie życie. A że jeżdżą sobie samochodami, wartości mojego mieszkania to już inna bajka. Z resztą, ktoś musi je kupować. Inaczej by się nie opłacało ich produkować. Dobra, już nic nie mówię o nich. To w większości dobrzy ludzie, którzy stracili masę czasu na naukę. Szkoda, że równie wykształceni ludzie nie tworzyli służby zdrowia. Dajmy jakiś przykład.

Ostatnio byłem chory. Jakieś tam przeziębienie, uciążliwe. Wchodzę do przychodni. Otwieram drzwi, na których pisze „Dzieci Chore” albo coś w tym stylu. Otwieram i co widzę? Tłum jak na koncercie Feel’a. A jest dopiero 7.00 rano. No nic, przedzieram się przez te chore istoty w nadziei, że mnie któreś nie osmarka. Jestem już przy okienku, niestety nie słyszę, co mówi do mnie pani zza szyby, bo krzyki, kaszle i płacz ją zagłuszają. Strzelam, że pyta, do jakiego lekarza chce iść i jak się nazywam. Jednak nie trafiłem… Baba kiwa głową na nie. Wkładam rękę do kieszeni, wyciągam kartę, którą wydała mi kasa chorych i jej podaje. Czekam teraz na jej reakcje. Westchnęła. Znowu pudło, ale nie ma zamiaru dalej strzelać. Na dodatek ktoś mi kaszle za uchem. Mam ochotę się odwrócić i wytrzeć nos o kurtkę tej osoby. Jednak odpuszczam. Dopiero wszedłem, nie mogę tak od razu się denerwować. Stoję przy tym okienku już chyba z piątą minutę i czekam jak na wyrok. Kolejka coraz większa, czuje nieprzyjazny wzrok na swoich plecach, ale to przecież nie moja wina! W końcu pani, której nic nie pasowało mówi mi, żebym przyszedł o 11.30. Nic innego mi nie pozostało jak tylko się zgodzić, pomyślałem jeszcze, że może chociaż połowa z tych osób załatwi swoje sprawy i kolejka będzie mniejsza.

Wybiła 11.00. Postanowiłem przyjść wcześniej z nadzieją, że wcześniej wyjdę. Znowu otwieram drzwi z napisem „Dzieci chore”. Otwieram i co widzę? No dokładnie to samo, co rano, tyle ze teraz więcej dzieci płacze. Nawet w kolejce te same osoby. Paranoja. No nic, jestem zapisany, znowu podchodzę do okienka. Chociaż tu odmiana, jakaś nowa twarz. Mówię, że zostałem zapisany i się stawiłem. Nowa twarz popatrzyła na mnie tępym wzrokiem ze świeczkami w oczach. Coś źle powiedziałem? No przecież jej nie obraziłem. Nagle mówi, żebym sobie usiadł, i poczekał na wywołanie. Odszedłem od okienka z pesymistyczna myślą, że jednak miejsca do siedzenia nie znajdę. Rozejrzałem się dookoła i potwierdziłem swoje przeczucia. Ale okej, pogodziłem się z tą myślą i zmierzałem w stronę drzwi do wyznaczonego przez panią w okienku gabinetu. Przedarłem się przez tych wszystkich sięgających mi do kolan, a na dodatek osmarkanych i zakasłanych ludzi. Oparłem się o ścianę i znowu jakaś pesymistyczna myśl w stylu „postoisz z godzinę”. Ale czego się nie robi dla zdrowia. Może nie wyglądałoby to tak źle, gdyby nie te wszystkie płaczące i krzyczące dzieci. Nie wiedziałem czy głowa mnie boli od tych hałasów czy od gorączki. I znowu pomyślałem, „czego nie robi się dla zdrowia”. Nagle coś ciągnie moją nogawkę. Odwracam wzrok i widzę jakiegoś osmarkanego krasnoludka, który szuka chusteczki. Spojrzałem na niego wzrokiem, który mówił delikatnie „odejdź stąd”. Poskutkowało, potem na wszystkich tak patrzyłem, żeby czasem sytuacja się nie powtórzyła. Coraz bardziej niecierpliwie zerkam na zegarek i widzę, że godzina to już minęła. Zamykam oczy i próbuje pomyśleć o czymś przyjemnym. Jednak te wrzaski i krzyki najnormalniej w świecie nie dają mi myśleć o czymkolwiek. Otwieram oczy i… Widzę wolne miejsce! Zerwałem się jakbym biegł 100m na ocenę. Jestem już przy krześle, kiedy jakaś starucha swoim wielkim tyłkiem zajmuje mi miejsce. Zdenerwowałem się… Ona to chyba wyczuła, bo zaraz zaczęła bredzić, że jest starsza i ma problemy ze stawami. Ja jej na to, że jestem młody i niedługo też będę miał. W ogóle, co ona tu robi? Na cholerę cała rodzina przychodzi do przychodni i zajmuje 20 miejsc? Trzy głębokie wdechy i wracam pod ścianę. Idę w jej stronę jak Żyd na rozstrzelanie. Nagle moją uwagę zwróciła dziewczyna. Lat raczej tyle, co ja, sama, do tego ładna. „Dlaczego wcześniej jej nie zauważyłem?”. Moja natura nie pozwalała mi przejść obok niej obojętnie. Podążam w jej stronę, jestem już naprzeciwko niej. Nagle otwierają się drzwi gabinetu i lekarka wymawia jakieś nazwisko. Wstaje moja luba i idzie w stronę otwartych drzwi. Nie zacytuje moich myśli. Jedynym plusem było to, że zwolniło się krzesło. I znowu mijają minuty, nie zmieniło się nic, no może tylko to, że teraz siedzę. Usypiam, mam już gdzieś te wszystkie wrzaski i płacze. Nagle słyszę moje nazwisko. Myślałem, że to sen, ale jednak nie! Idę dumnie do gabinetu, w połowie drogi chwyta mnie za rękę jakaś pani i krzyczy na mnie, że czeka już od rana, a ja wchodzę przed nią. Nagle dołącza do niej rodzina i wszyscy mnie jadą jakby to była moja wina. Nie chciałem być wulgarny, więc im nic nie powiedziałem. Wyrwałem się i szybko wszedłem do gabinetu. Oddychałem głęboko, żeby się uspokoić. Jednak, kiedy zobaczyłem uśmiechniętą panią doktor to mnie szlag trafił. Ja dwie godziny staram się przeżyć, znoszę obelgi, hałasy i te krasnale, a ona się cieszy. Na dodatek pyta mi się, co mnie do niej sprowadza. „Pizze roznoszę”, no co za debilne pytanie. Pewnie jestem chory i przyszedłem do niej, żeby stwierdziła, co mi jest, przepisała jakieś leki i napisała zwolnienie. CO ZA LUDZIE! Pomyślałem jednak, że dam spokój, bo się naczekałem, a jeszcze mnie wyrzuci i wszystko na marne pójdzie. Czekałem dwie godziny, a wyszedłem po trzech minutach.


Ostatnio zmieniony przez TiMi dnia Czw 23:00, 25 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
TiMi



Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 1796
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Zawiercie Underground ( Kądzielów )

PostWysłany: Śro 18:45, 24 Wrz 2008    Temat postu:

Wizyta u lekarza vol.2

Kolejny tydzień, niestety leki wcześniej mi przepisane nie pomogły. Czułem się dokładnie tak samo jak i na początku. Cóż zrobić, trzeba z powrotem skierować się do lekarza. Godzina coś koło 8.00 rano. Żeby nie było tak jak wcześniej zabrałem ze sobą brata. Stoję przed drzwiami z napisem „dzieci chore” czy jakoś tak. Chwytam za klamkę ze świadomością, że zobaczę tłum ludzi niczym w hali klubu e2k. Otwieram i… I nic, nie ma żywego ducha. Czyżbym tylko ja został jeszcze chory? Ta myśl nie dawała mi spokoju. Podchodzę do okienka, za którym tym razem dla odmiany znajduje się miła pani. Zapisała mnie na 9.10, było po 8.00 więc kazała „polatać po mieście i przyjść za godzinę”. Cóż mogłem zrobić. Posłuchałem jej, jednak nie do końca. Poszedłem do babci. Napiłem się herbaty, zjadłem i wyruszyłem po kolejne leki.

Znowu ten napis „dzieci chore”. Dzieci… Denerwuje mnie ten napis. Otwieram drzwi i… I znowu płaczące, krzyczące, a na dodatek osmarkane dzieci. CHRYSTE! Obyło się jednak bez incydentów.

Otwierają się drzwi gabinetu. Wiem, że to moja kolej. Wstaje, a tu nagle przede mną wbiega jakaś baba. Wchodzę za nią, a lekarka każe mi wyjść. WTF?! Myślę sobie „no dobra” i wychodzę. Na szczęście owa baba nie była za długo. Wchodzę i patrzę na lekarkę, która wygląda jakby jarała cały tydzień, a w między czasie przepijała wódkę piwem. Ten widok przyprawił mnie o strach, że dostane zamiast leków jakieś dropsy. Co mogłem jednak zrobić? Osłuchała, popytała i przepisała mi leki słabsze od tych, które miałem wcześniej. Paranoja.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
TiMi



Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 1796
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Zawiercie Underground ( Kądzielów )

PostWysłany: Czw 22:46, 25 Wrz 2008    Temat postu:

Telewizja

Wieczór, czwartkowy czy tam środowy, a może sobotni, sam nie wiem, straciłem już rachubę. Siedzę z jednym okiem odwróconym do mojego 19 calowego monitora firmy Benq, a drugim w telewizor. Nie wiem, jakiej firmy, bo mi odpadło logo. Skupmy się jednak na telewizorze.

Kanał pierwszy telewizji polskiej. Patrzę z politowaniem i zastanawiam się „za co ja płace ten abonament?”. To samo dwójka i trójka. TOZ TO CHŁAM! Raz na radziecki rok puszczą jakiś sensowny dokument albo film. Trójka to już przerost, czeskie kanały są ciekawsze, chociaż nie mam większego pojęcia, o czym oni tam mówią. A zapomniał bym. Mój ulubiony serial przecież na jedynce czy tam dwójce. Odcinków ma z siedem tysięcy. Chryste, co za debil inwestował w tą mongolską produkcje?

Przełączamy, Polsat. Ci to widać, że się starają, chociaż im nie płace. Jakieś programy rozrywkowe w miarę itd. A nie jakieś tańce na lodzie. Co mnie to interesuje jak jakieś piony jeżdżą na łyżwach? To samo mam na skat parku w grudniu. Ale co to? Jakieś matoły drą ryje po 20.00, Fałszują jak syn mojego sąsiada. Zmieniam kanał.

TVN. Co to za skrót? Polsat jednak lepiej brzmi, ale ok. Co my tu mamy… Tańce. Nawet dwa programy o tańcu. Jednak nie mam się co czepiać. Dają szanse młodym, albo odkrywają ukryte talenty. Jakby nie TVN to byśmy Eurowizji nie wygrali. Szacun. Co do filmów… Hm, seriale wole jednak na Polsacie. Oczywiście te zagranicznej produkcji. Polskich staram się nie oglądać, chce dożyć czterdziestki bez przerysowanej bani. Jak bym się naoglądał jakiś W18 czy tam 11 to bym myślał, że w Polsce przestępczość się nie opłaca i warto być gliną. Gliną… Nasza policja z gliny to ma naboje, bo coś kiepsko strzelają. Dobra, pilot do ręki i zmieniam dalej. Ups, pozmieniane zdajsie… Nie mam kablówki…


Ostatnio zmieniony przez TiMi dnia Śro 18:41, 25 Mar 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
TiMi



Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 1796
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Zawiercie Underground ( Kądzielów )

PostWysłany: Śro 18:27, 25 Mar 2009    Temat postu:

Wizyta u lekarza vol.3

Od mojej ostatniej wizyty u lekarza minęło już trochę czasu, no i wiele też się pozmieniało – zarówno u mnie w życiu jak i w przychodni. O moim życiu pisał nie będę, może tylko tyle, że już pełnoletniość mnie dopadła. W związku z tym chciałem się przepisać do innego lekarza, a przy okazji, się zbadać, bo nie czułem się najlepiej.

Po raz kolejny zobaczyłem napis na drzwiach „dzieci chore”. Miałem nadzieje, że widzę go już ostatni raz. Otworzyłem drzwi i co ujrzałem? Wyremontowaną sale! Wyglądała całkiem przyzwoicie, a co najważniejsze – NIKOGO NIE BYŁO! Tak więc idę sobie spokojnym krokiem do okienka. Odezwała się do mnie całkiem miła pani, dała jakiś formularz, powiedziała jak go wypełnić. Wypełniłem wszystko zgodnie z poleceniem, w trakcie dowiedziałem się, że jednak nadal będę się leczył w tej części przychodni dopóki uczę się w szkole – tym samym nadal będę widywał ten cholerny napis na drzwiach. Jednak nowy wystrój ukoił moje nerwy. Pani zapisała mnie do nowo wybranej lekarki i kazała mi przejść na oddział dla dzieci zdrowych. Wydało mi się to co najmniej nienormalne, bo widać po mnie było, że zdrowy nie jestem. Ale co ja przeciętny pełnoprawny obywatel będę się kłócił ze starszą panią o większym doświadczeniu zarówno życiowym jak i zawodowym.

Po chwili znalazłem się po drugiej stronie, czyli na oddziale dla zdrowych „dzieci”. Tutaj też byłem sam,wystrój podobny, tyle że krzesełka jakieś pedalskie. Chwile po moim przybyciu, weszła jakaś pani, która rozglądała się po całym oddziale i robiła jakieś notatki. Pomyślałem, że ona z sanepidu albo temu podobnej instytucji. Jak się za chwile jednak okazało z sanepidem nie miała ona nic wspólnego. Usiadła obok mnie i zapytała czy chciałbym wziąć udział w ankiecie. Była młoda i całkiem ładna, a poza tym nie miałem nic innego do roboty – zgodziłem się. Pytała jak oceniam prace pań w przychodni i tym podobne. Nie wiedziałem czy to zwykła studentka czy może jakaś ważna osobistość więc wolałem nie mówić nic złego o przychodni. Jeszcze potem czułbym się winny za wywalenie pań z za okienka z pracy. Dodatkowo starałem się nie kasłać, bo gdyby się dowiedziała, że chora osoba czeka na lekarza na oddziale dla zdrowych, wyrobiłaby sobie zdanie o kompatybilności pracownic. Ankiety nie zdążyłem skończyć gdyż nadeszła moja kolej. Wszedłem do gabinetu, oczywiście lekarka była oburzona, że przychodzę do niej chory – czyż to nie jest dziwne? Znowu okazałem wyższość i nie pozwoliłem kontynuować jej „rozkmin” na temat zdrowia innych. Przebadała mnie, wypisała leki. Wychodząc dostałem telefon od mamy, żebym poszedł na 3 piętro. Po co? A no, bo ona też nie czuła się za dobrze i poszła do swojego lekarza w innej części przychodni.

Wdrapałem się na górę i przestałem żałować, że nadal leczę się „na parterze”. Zobaczyłem widok przypominający zdjęcie z Sun Rise w Kołobrzegu – tłum ludzi, do tego głośno. Ledwo zauważyłem mamę. O dziwo znalazłem miejsce siedzące, niestety koło jakiś dwóch starszych pań, które wiedza tyle o lekach, że powinny dostać doktorat z farmakologii, albo chociaż pracować w aptece. Jedna zaczęła opowiadać o swoich operacjach i chorobach, druga z kolei przysłuchiwała się z niedowierzaniem i podziwem, zupełnie inaczej niż ja. Stwierdziłem, z tego co słyszałem, że pierwsza pani przebyła jakieś co najmniej dwie nieuleczalne choroby - TOŻ TO CUD! Naukowcy powinni ją dokładnie zbadać, a jej krew sprzedawać jako napój uzdrawiający. Chciałem się odezwać, ale wolałem nie ryzykować zbluzgania. Jednak był tam ktoś, kto się nie bał. Jakiś pan podszedł i powiedział, że to co ta pani opowiada jest niemożliwe. Po tych słowach odwróciłem się, bo nie chciałem widzieć spojrzenia tej „baby” na tego wykształconego pana. Wyglądał on na jakieś 35 lata i został nazwany gówniarzem, który nie wie jeszcze czym jest życie. Ciekawe jak ja bym został nazwany… Lepiej nie wiedzieć. W każdym razie ów pan zaczął dyskutować z tym „cudownym zjawiskiem”. Całe szczęście chwile potem moja mama już wyszła z gabinetu i nie musiałem wysłuchiwać tego wszystkiego. I tak oto zakończyła się moja kolejna wizyta u lekarza.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
qwekamqwe



Dołączył: 30 Gru 2010
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Czw 22:34, 30 Gru 2010    Temat postu:

Fajnie sie to czyta, Duży Pluss ;D
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.HydeBlast.fora.pl Strona Główna -> Kultura Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

"Blades of Grass" Template by Will Mullis Developer News
Regulamin